W przededniu Międzynarodowego Dnia Teatru Lila Kiejzik — kierowniczka i reżyserka Polskiego Teatru „Studio” w Wilnie opowiada o bogatym programie festiwalu „Idy Teatralne 2023”, o premierach, o legendarnej scenie Pohulanki.

Justyna Giedrojć: Czy Polski Teatr „Studio” szykuje się do obchodów święta teatrów?

Lila Kiejzik: Tak się złożyło, że każdego roku Międzynarodowy Dzień Teatru świętujemy spektaklami, odbywającymi się w ramach Festiwalu „Idy Teatralne”. W tym roku święto zostanie uczczone komedią Teatru Królewskiego w Trokach „Dziwna para”. Tegoroczna edycja festiwalu potrwa od 1 marca do 30 maja. W bogatej ofercie programowej znalazły się spektakle teatralne oraz pokazy filmowe. W tym roku tradycyjnie zaprosiliśmy teatry z Polski, wystąpią też teatry krajowe, my również mamy możliwość wystąpić. Pamiętaliśmy też o naszych najmłodszych widzach. Przedstawienia odbędą się na scenach Wilna, Trok, Nowej Wilejki, Solecznik, Jaszun i Nowych Święcian, Turmont. Mamy też dwie premiery. W tym roku przypada 110 rocznica założenia polskiego teatru na Pohulance. „Idy” oraz przedstawienia premierowe poświęciliśmy właśnie tej dacie.

Jakie premiery znalazły się w festiwalowym programie?

25 kwietnia w Wileńskim Teatrze Starym w Wilnie odbędzie się premiera spektaklu „Noc Helvera” w reżyserii Jonasa Vaitkusa. W sztuce zagra dwoje aktorów: Agnieszka Rawdo i Edward Kiejzik. Spektakl powstał dzięki współpracy Polskiego Teatru Studio z wybitnym litewskim twórcą. Kolejną premierą, na którą serdecznie zapraszam w dniu 16 maja, jest niezwykła muzyczna opowieść o Hance Ordonównie — wybitnej aktorce okresu międzywojennego. Jej życiorys to gotowy scenariusz na film, dlatego nie brak tu fascynujących wątków. W rolę Ordonówny wcieli się Ewelina Saszenko, w roli jej męża, hrabiego Michała Tyszkiewicza, wystąpi Oskar Wygonowski, pielęgniarkę zagra Alina Masztaler. Sztuka obejmuje okres wileński Ordonówny, dlatego bardzo istotne, że premiera odbędzie się na legendarnej scenie Wileńskiego Teatru Starego, na której występowała jedna z największych gwiazd polskiego teatru. Do wyreżyserowanej przeze mnie sztuki scenariusz napisał Sławomir Gaudyn.

Zawsze z wielkim sentymentem wypowiada się Pani o dawnym Teatrze Polskim na Pohulance, obecnie Wileńskim Teatrze Starym. Dlaczego ten teatr jest miejscem tak magicznym?

Przez całe życie graliśmy na scenie Pohulanki, to znaczy tyle, na ile pozwalały nam możliwości finansowe. Ostatnie lata dzięki pomocy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów RP, Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana Olszewskiego mieliśmy więcej takich możliwości. Kiedyś nie było trudności z wynajęciem sceny. Sytuacja kardynalnie pogorszyła się po zmianie kierownictwa wówczas jeszcze rusdramy. Jednak nadal udaje się nam wystawiać sztuki. Wiele razy podnosiłam na różnych szczeblach kwestię płacy za wynajęcie tu sceny. Moim zdaniem polskie teatry nie powinny płacić za możliwość zagrania w teatrze, który przed laty powstał ze składek polskiej społeczności i miał służyć Polakom. Bardzo lubimy ten teatr, panuje tu niespotykana atmosfera, pomimo wszystko czuć tu polskiego ducha.

PTS skupia grono aktorów niezawodowych i profesjonalistów. Czy w zespole przybywa młodzieży?

Jesteśmy otwarci dla młodych osób, które chcą wypróbować swe siły na prawdziwej scenie. Dzieci, młodzież to nasza przyszłość. Jest sporo zdolnej i sympatycznej młodzieży, która wie, czego chce. Nie przeprowadzam specjalnych castingów, daję szanse każdemu. Niektórzy przychodzą i zostają na długo, inni po tygodniu odchodzą. Mamy w teatrze wielu zawodowych aktorów, po studiach aktorskich czy reżyserskich: Agnieszkę Rawdo, Oskara Wygonowskiego, Alinę Masztaler, Edwarda Kiejzika, Czesława Sokołowskiego. Niektórzy grają w teatrach litewskich. Po studiach wokalnych są Justyna Stankiewicz, Monika Jodko, Jola Gryniewicz. W zespole są też niezawodowcy, którzy grają na scenie od ponad 30 lat. Ich też można już nazwać zawodowcami. To Witek Rudzianiec, Marek Kubiak, Henryka Sokołowska i inni. Współpracujemy z aktorami z Polski, nawiązaliśmy kontakty z polskimi teatrami z wielu krajów, nawet tak odległych jak Australia.

Kieruje Pani teatrem od ponad 30 lat. Skąd Pani czerpie inspirację?

Trzeba kochać swoją pracę i być z ludźmi, z którymi się pracuje. Tego nauczyłam się od swoich nauczycieli — Janiny Strużanowskiej oraz litewskich reżyserów Vladasa Sipaitisa i Kazimiery Kimontaitė. Od nich się nauczyłam, że jeśli się czegoś bardzo pragnie, to można to osiągnąć. Pamiętam, gdy w wieku 15 lat przyszłam do teatru, to czułam się tutaj jak w domu. Teatr stał się rodziną, która wysłucha, wesprze, pomoże. Dlatego teraz też staram się tworzyć podobną atmosferę.

Jak trafiła Pani do założonego przez Janinę Strużanowską pierwszego w powojennym Wilnie teatru polskiego?

Byłam wówczas uczennicą 9 klasy szkoły średniej nr 29, obecnie Gimnazjum im. Szymona Konarskiego. Pierwsza moja rola to Marianna w komedii Moliera „Świętoszek”. Po szkole najpierw zaliczyłam studia polonistyczne, następnie reżyserskie.  

Syn Edward podążył Pani śladami. Cieszy się Pani z jego wyboru?

Edek najpierw chciał wypróbować sił w innym zawodzie, ale zrezygnował już na etapie studiów. O tym, że jest studentem Litewskiej Akademii Muzyki i Teatru, dowiedziałam się, gdy już dostał się na tę uczelnię. Obecnie jest dyplomowanym reżyserem. Kiedyś ja go wspierałam, teraz on wspiera mnie.

Czego pani życzyłaby aktorom, sobie i publiczności z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru?

Swoim aktorom życzę, by mogli grać, tworzyć i po opadnięciu kurtyny nie myśleć, gdzie jeszcze mogą dorobić na życie. Żeby za swój trud, pasję oraz miłość do sceny mogli otrzymać godne wynagrodzenie. Chcę też podziękować Państwu Polskiemu, które nas stale wspiera finansowo. Naszym wspaniałym widzom życzę, by chcieli przychodzić do teatru, my zaś zadbamy, żeby nie zabrakło przedstawień. Pragnę też, by nastąpił pokój i by wszyscy mogli spokojnie powrócić do normalnego życia.

Czytaj więcej

KURIER WILEŃSKI 2023 03 23