Jonas Vaitkus: teatr staje się podobny do jedzenia serwowanego na poczekaniu

Ewelina KnutowiczLRT.lt 2023.04.22 09:58

Polski Teatr „Studio” w Wilnie zaprasza na premierę sztuki „Noc Helvera” według Ingmara Villqista w reżyserii Jonasa Vaitkusa. Spektakl w języku polskim z napisami litewskimi zostanie wystawiony 25 kwietnia o godz. 19 w Wileńskim Teatrze Starym. Reżyser Jonas Vaitkus w wywiadzie LRT.lt twierdzi, że choć dramat Villqista powstał dwadzieścia lat temu, jego fabuła nadal pozostaje aktualna.

Jak zaczęła się współpraca z Polskim Teatrem „Studio” w Wilnie?

Nasza współpraca zaczęła się w 2008 roku, kiedy zostałem dyrektorem ówczesnego Rosyjskiego Teatru Dramatycznego. Pokazywano tam spektakle Teatru „Studio”. Później zaprosiłem Edwarda do udziału w spektaklu „Bracia Karamazow”, który planowaliśmy pokazać w Narodowym Teatrze Dramatycznym. Chciałem, żeby jedną z ról zagrał polski aktor. Okazało się jednak, że Dostojewski nie był w planach teatru. Ponieważ spektakl został przełożony o dwa lata lub nawet dłużej, zaniechałem tego pomysłu. Żałowałem, że nie dotrzymałem obietnicy danej Edwardowi. Z kolei on nadal chciał ze mną pracować i zaproponował wystawić Ingmara Villqista.

Dlaczego akurat ta sztuka?

Przede wszystkim ze względów finansowych. Po drugie, zależało mi na tym, żeby dwie osoby grały po polsku, więc Agnieszka sprawdziła się idealnie. Pomyślałem jednocześnie, że byłoby dobrze, gdyby Edward podjął się nieco innej pracy w teatrze. Zazwyczaj sam się zajmuje reżyserią produkcji, w których gra. Widziałem jego prace, takie jak monospektakl „Tu mówi Szwejk”, a także spektakle teatru telewizji.

Kiedy zaczęliśmy razem czytać „Noc Helvera”, zdałem sobie sprawę, że pod względem aktorskim Edward bardzo przydałby się w tej roli. Na początku nie było mu łatwo przyzwyczaić się do nowego charakteru pracy. Kiedy się przygotowuję, od razu wiem, czego chcę i widzę, co sprawia aktorom najwięcej trudności. Próbowałem złagodzić tę sytuację. Aktor powinien mieć wizję postaci, aby tekst dramatu od razu ożył.

Tworzenie mise-en-scenes ułatwia od razu pracę, bo widzę, czego brakuje, ale wymaga to czasu. Teraz spektakle często powstają w kilka, a czasem tylko w jeden tydzień. Aktorzy są przygotowani, znają teksty i dają się „wcisnąć” w proces twórczy jak marionetki. Ja ze swojej strony uważam, że dobry spektakl wymaga co najmniej półtora miesiąca ciągłej pracy z aktorami.

Czy magia teatru znika wraz ze skróceniem procesu twórczego?

Szczerze mówiąc, to zabójstwo teatru, demonstracja amatorskiej postawy. Tak sztuka się upodabnia do fast foodów: sklejasz coś na kształt hamburgera, posypujesz solą oraz pieprzem i już. Czy ma to coś wspólnego z gotowaniem, czy w przypadku teatru – z aktorstwem? Przecież aktorstwo to również szamanizm i oddziaływanie na widza. Z tego powodu obserwuję upadek teatru jako sztuki.

Jonas Vaitkus

Jonas Vaitkus / Fot. E. Genys/LRT 

Odtwórcy ról Agnieszka Rawdo i Edward Kiejzik to przedstawiciele różnych grup wiekowych i szkół aktorskich. Jak połączyć te różnice, aby stworzyć synergię?

Do premiery nie mogę jeszcze powiedzieć, jaki będzie wynik – czy to zadziała, czy nie. Jednak już teraz widzę, że aktorzy bardzo chcą dobrego wyniku, odnajdują się w swoich rolach. Najważniejsze dla mnie jest to, że naprawdę się starają i wkładają wysiłek. Mniej interesuje mnie wynik, bo naszym celem nie są jakieś „Oskary”. Cieszę się, że miałem okazję poznać ich na nowo jako aktorów i ludzi. Widzę korzyści zarówno dla mnie, jak i dla nich.

Wystawiał Pan już tę sztukę w Narodowym Teatrze Dramatycznym. Co Pan przemyślał, tworząc nową wersję „Nocy Helvera”?

Wszystkie akcenty stawiają aktorzy: ich mentalność, doświadczenie, życiorys, wyczucie materiału i tak dalej. Oczywiście widzowie zobaczą zupełnie inny spektakl. Tym razem chciałem bardziej podkreślić historię wzajemnej pomocy dwojga nieszczęśliwych ludzi niż pokaz aktorskiej doskonałości. Zaprezentujemy bardziej delikatne zderzenie charakterów. Nie odbyła się jednak jeszcze premiera, a podczas niej mogą się pojawić zupełnie inne znaczenia.

Jeśli jest czas i okazja, zawsze można odkryć nowe strony dramatu. Doświadczenia i emocje Agnieszki i Edwarda się różnią, co doprowadza do zderzenia dwóch silnych osobowości. Na szczęście, oboje są wobec siebie tolerancyjni, więc aktywnie wchodzą w interakcje, a jednocześnie czują ogromną odpowiedzialność. Wcześniej również pracowałem z nieprofesjonalnymi aktorami, a Edward jest akurat amatorem. Rozumiem jednak, że ma odpowiednie zdolności i chce połączyć swoje życie z aktorstwem teatralnym.

Czy dzisiejszy kontekst światowych wydarzeń wpłynie na spektakl i jego odbiór przez publiczność?

Nie chcieliśmy umieszczać niektórych wydarzeń w formie komentarza politycznego i odtwarzać ich. Myślę, że historia przedstawiona w spektaklu jest bardziej współczesna niż sama współczesność. „Noc Helvera” jest rzeczywiście wieczna. Mógłbym argumentować, że te same sytuacje, pytania i poszukiwania powstają co stulecie lub pięćdziesiąt lat. Zmieniają się rządy i partie polityczne, ale główne problemy pozostają: zacięta walka o władzę. Ludzie też się nie zmieniają: można ich podzielić na szczęśliwych i nieszczęśliwych. Ci drudzy są wykorzystywani, w taki sposób zapominając o człowieczeństwie.

Repetycja spektaklu

Repetycja spektaklu / Fot. Facebook/Polski Teatr Studio w Wilnie

W swoich spektaklach Pan intensywnie bada pojęcie zła. Dlaczego? Co sprawia, że ​​jest aktualne?

Gen ludożerstwa jest bardzo głęboko zakorzeniony i intensywnie dojrzewa. Ten wzrost jest napędzany przez wpojoną potrzebę zdobywania pieniędzy i statusu, nacjonalizm, partyjniactwo i innych rzeczy. Cokolwiek. Im więcej cech ludożercy posiada człowiek, tym więcej zarabia. Nazwałbym to szaleństwem przedsiębiorczości. Nie mógłbym powiedzieć, że przedsiębiorczość jest czymś duchowym, po prostu skrywa się pod tą maską, przemawia duchowo. Ale mamy do czynienia z epidemią wściekłości, drapieżności, hipokryzji i pragnienia bycia na szczycie, wydobycia z innych jak najwięcej.

Czy to oznacza, że ​​każdy posiada w sobie tego ludożercę?

Myślę, że tak, bo to jest wrodzone. Niektórzy ludzie są w stanie go wyizolować, pokonać, a nawet zgładzić. Nawet w czasach Sofoklesa, Platona, Owidiusza czy Sokratesa istnieli wybrańcy, którzy potrafili wypalić w sobie ten gen. Rana goi się, ale blizna pozostaje. Ważne jest, aby pamiętać, że ślady ludożerstwa zawsze pozostają i nie pozwalać mu się wynurzyć. To można nazwać człowieczeństwem.

„Noc Helvera” bada granicę między normalnością a szaleństwem. Gdzie się znajduje?

Wydaje mi się, że po prostu nie ma normalnych ludzi. Każdy ma swój próg normalności i szaleństwa. Być może żyjemy w tych samych czasach, ale wewnętrzny kalendarz jednej osoby wskazuje tysiąc lat wstecz, a innej tysiąc lat do przodu. Trzeci pozostaje w teraźniejszości, analizując to, co czuje. Aura brutalności stworzona w walce o władzę i dowodzenie otacza nas każdego dnia. Być może aktualność jest taką granicą – dla każdego inną, ale wyraźnie widoczną. Gdy komunikujemy się z drugim człowiekiem przez dłuższy czas, dostrzegamy jego słabości, grzechy, błędy, a jednocześnie zalety. Tylko cnota jest traktowana jako coś złego, a skłonność do grzechu jako cecha wspierająca innych.

Czy Pan ma osobisty stosunek do bohaterów sztuki? Czuje coś do nich, na przykład litość?

Nie mogę tworzyć bez emocjonalnego podejścia do materialu. Już podczas pracy nad spektaklem „Karalius Ūbas” – dramatem absurdu, stworzyłem ptaka-Ūbasa recytującego wiersze Sigitasa Gedy. „Jedno dziecko jest białe, drugie dziecko jest zielone, jedno patrzy na drugie, gwiazdom zadaje pytania”… Ptaszek, jakby przepowiadając upadek dotychczasowego życia, mówi piękne rzeczy i przypomina, że jest inny świat – bez partyjnych spraw i kłamstw. We wszystkich dobrych sztukach jest człowieczeństwo, bez którego moja praca jest niemożliwa. Takie dramaty nie wymagają nawet aktualizacji.

Sztuczne wprowadzanie nowoczesności jest rodzajem reżyserskiej impotencji. Dlaczego mu nie wystarcza materiału autora i musi coś dodać, „poprawić”?. Co można „ulepszyć” w utworach Szekspira, Ajschylosa, Eurypidesa, Moliera, a nawet Saji, Baltrušaitisa i Vydūnasa?

Nie czuję litości dp Helvera i Karli. Rozumiem, że tacy ludzie istnieją i mają prawo takimi pozostać. Są papierkiem lakmusowym społeczeństwa i musimy o nich mówić. Jednocześnie inni wykorzystują ich prymitywność, szczerość, nieumiejętność zrozumienia, gdzie żyją i niewprawność do zarabiania lub kłamania. Niestety, przez tysiąclecia nic się w tej kwestii nie zmieniło.